Site icon Kościan na sygnale

Ostra krytyka czempińskiej restauracji

Na portalu społecznościowym pojawiła się ostra krytyka czempińskiej restauracji. W sprawie interweniowała również policja.

W poniedziałkowy wieczór 17 lutego, na portalu społecznościowym Facebook, pojawiła się ostra krytyka czempińskiej restauracji. W lokalu doszło także do ostrej kłótni, a w sprawie interweniowała również policja.

Chciałabym przedstawić wam sytuacje która dziś miała miejsce. I zaznaczam, że ten post nie ma na celu wyżaleniu się całemu facebookowi tylko ostrzeżenie was przed taką sytuacją i przedstawienie jak potraktowali nas właściciele restauracji, do której może chodzicie, bądź wyprawiacie tam imprezy. – tak zaczyna się post Pani Moniki.

Jak napisała w wiadomości Pani Monika, w sobotę 15 lutego organizowała w jednej z restauracji w Czempiniu roczek dla swojego dziecka. Przed planowaną imprezą odbyła dwa spotkania z szefową lokalu, podczas których kobiety miały ustalać wystrój oraz menu uroczystości. W skład menu wchodzić miał obiad, tak zwane słodkie oraz kawa, a także kolacja.

W sobotę podczas imprezy denerwowało nas to, że nikt nie sprawdzał nic na sali. Wszyscy siedzieli zamknięci w kuchni, a my chodziliśmy prosić o talerz, bo za mało było podane i o sztućce, które brakowały. – wylicza Pani Monika.

Goście sami musieli prosić kelnerki, aby posprzątały i podały kolejne danie. Najgorzej było jednak po kawie i torcie, ponieważ bardzo długo leżało wszystko na stole, kiedy goście czekali już na kolację.

W restauracji nie otrzymali kolacji

Około godziny 21:00 Pani Monika poszła na kuchnie przypomnieć o kolacji. Niestety wtedy dowiedziała się, że kelnerki jedzenie z obiadu spakowały już w pudełka, a kolacji już nie będzie.

Kolacji szefowa nie miała zapisanej w notesie i ona nic nie wie o żadnej kolacji. Było nam strasznie wstyd przed gośćmi. – wspomina Pani Monika.

Goście po raz kolejny sami próbowali ratować sytuację, wiec poprosili, aby podano chociaż to co zostało z obiadu. Szefowa zgodziła się na to, a nawet dodała, że coś jeszcze dołoży.

Czekaliśmy bardzo długo na przyrządzenie kolacji, do tego momentu że goście chcieli już się rozjeżdżać do domu. W końcu podano. – dodaje Gospodyni imprezy.

Awantura o kasę

Pani Monika wraz z narzeczonym i małym jubilatem, zgodnie z umową pojechała do restauracji w poniedziałek zapłacić za imprezę. Zabrała odliczoną kwotę pieniędzy, zgodnie z ustaleniami na spotkaniu.

Okazało się, że szefowa doliczyła około 600 zł za parę kawałków mięsa oraz herbatę (18 szt. za ok. 100 lub nawet 150 zł). Nie mieliśmy tych pieniędzy przy sobie i powiedzieliśmy że mamy tylko tyle ile było mówione i więcej nie zapłacimy. Na spotkaniu było mówione o kolacji, a to że szefowa nie zanotowała to już nie nasz problem. – informuje Pani Monika.

Zdaniem Pani Moniki szefowa wraz z właścicielem lokalu, czyli jej mężem, wszystkiego się wyparła.

Umowy niestety nie spisaliśmy, szefowa notowała tylko w swoim notesie. Oczywiście notesu nie sprawdzaliśmy tylko podaliśmy co ma być w menu i wyszliśmy. – ubolewa Pani Monika.

Awanturę wyjaśniła policja

Rozpoczęła się awantura, krzyki, przekleństwa ze strony właścicieli. Po czym właściciel stwierdził że dobra, mamy zapłacić tyle ile było mówione, bo nie ma sensu toczyć tej dyskusji z patologią (nami). Szefowa szła dalej w zaparte, że ona chce pieniądze za kolację, którą zjedliśmy, a my nie chcemy jej za nią zapłacić. – dodaje Pani Monika.

Z powodu zaistniałej kłótni synek Pani Moniki zaczął płakać. Atmosfera narastała. W końcu narzeczony Pani Moniki położył pieniądze na stole i stwierdzili, że wychodzą. Jednak kiedy ubierali synka, właściciel lokalu pobiegł na kuchnie, natomiast właścicielka zamknęła im drzwi przed nosem, a mąż zakluczył drzwi, twierdząc że nie wypuszczą ich dopóki ci nie zapłacą.

Atmosfera ciągle rosła. Synek Pani Moniki wrzeszczał nerwowy. Pani Monika natychmiast zadzwoniła na policję, która przyjechała po ok. 30 minutach. Dopiero wtedy drzwi od restauracji zostały otwarte. Policjanci zrobili notatkę i nic więcej nie mogli zrobić. Pouczyli także o możliwości skorzystania z drogi sądowej.

Sprawa trafi do sądu

Czekamy zatem za listem, jeśli nic nie otrzymamy, sama założę sprawę za przetrzymywanie nas z małym dzieckiem wbrew naszej woli. – wspomina Pani Monika i dodaje. – Gdy drzwi zostały zamknięte byłam wściekła wykrzyczałam dużo po czym właściciel stwierdził, że on dziecko może wypuścić. Wyśmiałam go za to, że myśli, że wypuszczę po ciemku roczne dziecko na ulice.

Jest to dla nas nauczka, aby podpisywać za każdym razem umowę i wszystko notować, a także prosić o podpis właściciela. Ale jest to także trauma, gdyż nigdy nie mieliśmy takiej sytuacji, tym bardziej z rocznym dzieckiem, wystraszonym i głodnym, które krzyczało. – kończy wiadomość Pani Monika i dodaje. – Również proszę o udostępnienie tego posta i przekazanie go dalej, swoim znajomym, rodzinie. Bardzo dziękuje każdemu za przeczytanie tego. Proszę również o nie pisanie złośliwych komentarzy. Dziękuje.

Exit mobile version